Tym razem grupa fotograficzna szukała w plenerowych portretach czegoś, co nosi angielską nazwę: bokeh (polskiej nazwy nie ma). To te rozświetlone światłem kółka. Występują tylko wtedy, gdy używamy ” długich” obiektywów i otwieramy przysłonę do końca. Trzeba też zadbać o to, by świecące punkty (dziury w listowiu drzew) były wystarczająco daleko. Jak widać, bokeh nie przeszkadza portretom, wręcz przeciwnie, dodaje im głębi. A potem postanowiliśmy poprzyglądać się światu przez dziurkę.